"Tamtego ranka robotnicy i robotnice zebrali się na dziedzińcu. Baliśmy się ponownego nalotu. Poszliśmy do Saliha al-Mutawwa’a, dyrektora fabryki chipsów, błagaliśmy, żeby pozwolił nam się rozejść. Zaczął grozić: »Kto opuści fabrykę, nie wróci już do pracy«. Nie skończył jeszcze mówić, gdy na fabrykę spadła rakieta. Moja siostra Faiza i jedenaścioro pracowników i pracownic spłonęło żywcem" — to jedna z historii z sierpnia 2016 r., gdy samoloty arabskiej koalicji dokonały nalotu na fabrykę chipsów w Sanie, stolicy Jemenu. Do dziś w tym kraju toczy się wojna domowa.