"Pozbawiony asystentury mojej partnerki, mamy czy taty nie czuję się do końca człowiekiem, szczególnie w placówkach medycznych. Moja podmiotowość jest tam brana w cudzysłów. Staje się niemożliwością, nikomu niepotrzebną fanaberią, osobliwą fantazją. Z powodu barier komunikacyjnych, niedoboru empatii i nieadekwatnych, mało elastycznych procedur w szpitalu jestem traktowany jak człowiek pozbawiony świadomości, jak pacjent w śpiączce farmakologicznej. Staję się tam nikim, osobą, z której zdaniem nikt się nie liczy, człowiekiem drugiej kategorii. To absolutny koszmar, który powtarza się podczas każdej mojej bytności w szpitalu. Jeszcze nigdy nie czułem się tam bezpiecznie" — wyznaje Wojciech Sawicki w swojej książce "Życie na kółkach".