Nie dziwię się Markowi Gołębiewskiemu, że po porażce w Płocku rzucił papierami i zrezygnował z prowadzenia Legii. Tak jak wsadzono go na minę, powierzając mu rolę trenera do końca sezonu, tak teraz on władzom się zrewanżował. Przecież krótko po angażu podpalono pod nim lont, na kilka chwil przed meczem z Leicester w Lidze Europy, wypuszczając newsa o Marku Papszunie i to już od grudnia. Tym samym okazano mu absolutny brak zaufania, którym niby obdarzono go kilka tygodni wcześniej.